Ultra harpagan – DFBG 7 Szczytów
Droga na DFBG – spełniając marzenia
Kurz po Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górski już opadł, przyszedł czas na podsumowania. Mamy w zespole takiego harpagana, który jak coś sobie postanowi to nie ma na niego mocnych.
W zeszłym roku zaplanowała sobie start w triathlonie, ale żeby zaczął od duathlonu, potem 1/8, 1/4,1/2 IM a na końcu pełny IronMan czyli: 3.8km pływania, 180km rowerem i 42 km biegiem to nie. On nie wybiera dróg na skróty, jak stawia sobie cele to na grubo. Oczywiście IM zrobił w 14:45:50 a co tam.
W tym roku wymarzył sobie Bieg 7 Szczytów 240km, +7600m a miesiąc wcześnie miał zrobić Bieg Rzeźnika 80km w parze poniżej 12h 30min żeby móc polecieć jeszcze Hardcora , czyli dodatkowe 20km. Niestety zwichnięta kostka na 14km uniemożliwiła osiągnięcie wymarzonego celu, lecz on nie poddał się i mimo bólu ukończyli zawody w znakomitym czasie 13:01:39.
Następne tygodnie to zmaganie się z kontuzją, niestety kolejne podkręcenie kostki na 2 tygodnie przed DFBG postawiły występ pod znakiem zapytania. Lecz on kolejny raz pokazał, że takie sytuacje motywują go do działania, szybka rehabilitacja, zabezpieczanie nogi „tejpami” i ostatecznie stanął na starcie upragnionego biegu. Cel był pobiec i zmieścić się w limicie. Niestety to nie był koniec jego problemów, na jednym z pierwszych punktów najprawdopodobniej zła jakość wody spowodowała problemy żołądkowe, jak sam mówił do Kudowy Zdrój 130km zużył cały zapas posiadanego papieru. Tutaj miała się zakończyć jego przygoda z Biegiem 7 Szczytów, ale wtedy pomyślał że spróbuje pobiec do kolejnego punktu – Pasterka i jak nic się nie zmieni i problemy będą się utrzymywały to zrezygnuje ale wtedy nie będzie miał do siebie pretensji, że nie spróbował. Na kolejnych km sytuacja zmieniła się diametralnie i mógł kontynuować zawody, biegło mu się coraz lepiej. Wcześniejsze problemy, brak snu potęgowały zmęczenie, nawet w pewnym momencie położył się na poboczu ale nie mógł zmrużyć oka – ruszył w dalszą drogę. Kolejna nocka bardzo trudna, jak sam mówił podczas podejścia na jeden ze szczytów w pewnym momencie zobaczył ogromnego odyńca, nigdy takiego wielkiego nie widział na oczy, zastanawiał się kilka chwil jak ma go ominąć, nie wiedział czy mu się to uda. Jak się okazało za chwilę tzw. odyniec to nic innego jak wielki kamień. Jak sam mówił z km na km biegło mu się bardzo dobrze, miał jeszcze parę w nogach i wyprzedzał na ostatnich km, ukończył zawody w czasie 49:52:56 a limit dla tego biegu to 52h czyli 2h przed. Ogromne gratulacje, podziwiamy, jesteśmy bardzo dumni i życzymy dużo zdrowia i samych sukcesów. Chyba wiecie o kim mowa, dla tych którzy go nie znają – ultra harpagan jakich mało, przekozak a do tego mega skromny – Łukasz Potoczny bo o nim mowa , czapki z głów.