Droga do UTLO – DFBG 130KM
Droga do UTLO – DFBG Super Trail 130km
Choć już minęły dwa tygodnie od zakończenia Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich to ciągle wracam myślami do Lądka. Kolejna edycja za nami, wspaniały czas spędzony z przyjaciółmi i rodziną a do tego ta niesamowita atmosfera na mecie, szkoda że 130km nie kończy się w Lądku, cudowna meta która jak przyciąga jak magnes. Euforia Biegacza Team silnie reprezentowana na festiwalu, Joanna bardzo zadowolona ze startu w półmaratonie, Wojtek z lekkim niedosytem i mimo problemów ukończył 68km, mówił że za rok wraca bo ma rachunki do wyrównania no i Łukasz który ogarnął potwora -240km.
W obiektywie Jacka Deneki – UltraLovers – Biuro Zawodów. Dzięki Jacek za cudowne zdjęcia 🙂
Kolejna edycja za nami czas na małe podsumowanie sezonu, zupełnie innego który miał dwa oblicza, sezonu gdzie rozpocząłem współprace z trenerem– przyszedł czas na zmiany. Nie bójcie się ich to one pomagają nam się rozwijać, iść do przodu, zmieniać siebie. Oprócz biegania dużo pracy nad sprawnością ogólną, stabilizacją oraz sporo rozciągania, do tego praca nad siłą biegową oraz techniką. Start w DFBG miał Nam pokazać gdzie jesteśmy i nad czym musimy jeszcze popracować. Jeżeli chodzi o start w zawodach to jestem zadowolony choć mały niedosyt pozostał. Poniżej przedstawiam plan na zawody, ilość potrzebnych żeli, gdzie planowany był suport oraz rozpiska czasowa wraz z porównaniem z osiągniemy wynikiem.
Plan był pobiec między 17-18h choć bardzo chciałem spróbować pobiec poniżej 17h. Początek bardzo spokojny, może wydawał mi się za bardzo choć patrząc z perspektywy zawodów mogło być trochę szybciej szczególnie drugi odcinek między Przełęczą Gierłatowską a Przełęczą Płoszyna. Wiedziałem że jak polecę początek jak na Sztafecie Górskiej Solo to będę umierał na trasie. Podejścia spokojnie, na zbiegach oszczędzałem czwórki bo wiedziałem że będą mi bardzo potrzebne. Muszę zachować chłodną głowę i robić swoje, wiara leciała początek jak to miał być dystans 10km – Trojak Trail a nie 130 czy 240km. Powtarzałem sobie w głowie „niech lecą”. Biegło się ciężko, nie mogłem uchwycić odpowiedniego rytmu, do tego było bardzo duszno, izo znikał w szybkim tempie, w głowie powtarzałem sobie jak mantrę” tylko się nie odwodnić”- żel co 40min, tabletka Saltstick co 1h i pić ile się da. Pierwsze spotkanie z support-em miałem dopiero na 32km, już się nie mogłem ich doczekać. Szybka wymiana softflask-ów, zmiana koszulki, uzupełnienie żeli i dalej w drogę. Teraz jeden z trudniejszych technicznie odcinków wejście i zbieg ze Śnieżnika do Międzygórza. Odcinek nie należał do przyjemnych, szczególnie zbieg gdzie leży mnóstwo kamienie a robi się go nocą, trzeba być bardzo skoncentrowanym żeby nie podkręcić nogi. Patrząc na moja ropiskę poleciałem ten odcinek szybko, co bardzo cieszy, szczególnie że był bardzo techniczny. Asia i Wojtek byli zaskoczeni bo miałem być 14min później. Kolejny etap zapowiadał się mocno asfaltowo, Asia sugerowała zmianę butów ale zostałem przy obecnych, jak się później okazało żałowałem już na kolejnych km. Mój komentarz kiedy dobiegłem do punktu na 64km – straszny etap, asfalt i jeszcze raz asfalt – dużo asfaltu. Zmiana garderoby, butów, skarpet i ruszamy w dalszą drogę, szkoda tracić czasu. Podejście na Jagodną, niezbyt strome ale trzeba było piąć się mozolnie do góry. Wreście wstało upragnione słońce, zmarzłem trochę w nocy, żałowałem że nie wziąłem rękawiczek. Wschodzące słońce tchnęło nowego ducha. Poranki na trasie są zawsze magiczne, przepiękne widoki, promienie słońca przebijają się przez gałęzie drzew, dają motywacyjnego kopa po ciężkiej nocy i ładują akumulatory, grymas schodzi z twarzy i chce się biec. Kolejny punk „Spalona Wiata” przepyszne pierogi z jagodami i ciepła herbata tego mi było trzeba. Nic trzeba lecieć dalej kolejne spotkanie z moim wspaniałym suportem za około 30km.
W obiektywie Jacka Deneki – UltraLovers – Spalona Wiata i pierogi z jagodami. Dzięki Jacek za cudowne zdjęcia 🙂
Jakoś tego odcinak nie wspominam za dobrze, czwórki już były lekko zmęczone do tego pojawiły się odciski i pęcherze, wiedziałem że paznokcie też już straciłem . Dotarłem do punktu na Jamrozowej Polanie zmęczonym , Wojtek przekazał mi informacje że obecnie jestem na 12 miejscu, dwóch zawodników przed mną kilka minut temu wyszło z punktu. Była szansa wskoczyć do pierwszej dziesiątki, to mnie zmobilizował do walki, ruszyłem w pogoń. Nogi były już bardzo obolałe, ciężko mi się zbiega bo czwórki były mocno skatowane. W Dusznikach łapie 11 zawodnika, biegniemy razem, niestety zawodnik przed
W obiektywie Łukasz Buszka – Gdzieś na trasie.
Nami odjechał jak TGV a ja czuje się jak kolejka wąskotorowa, przemieszczając się z nogi na nogę. Jedne światła, drugie światła i wybiegamy z miasta, odsłonięta przestrzeń, palące słońce wysysa z nas ostatnią energię, kilometry mijają jak w zwolnionym tempie, a my przesuwamy się do przodu jak wygłodniałe zombie. Już przestajemy się delektować świeżym zapachem traw , wspaniałymi widokami , wypatrujemy tylko jednego – upragnionej mety. Jak by tego jeszcze było mało na ostatnim zbiegu mijają nas dwie osoby, pamiętam jak jedna z nich jakieś 10km umierała na trasie a teraz jak feniks z popiołów odrodziła się na nowo. Takie właśnie jest ultra, w pewnym momencie czujesz się podele żeby za jakieś kilka kilometrów odrodzić się i wrócić z dalekiej podróży. Ostatnie kilometry to drogą przez mękę, obolałe nogi, skatowane czwórki prosiły w łagodny wymiar kary i szybkie dotarcie do mety. W oddali widać już deptak, ostanie metry przed metą są zawsze magiczne, uśmiechnięte twarze najbliższych, uczucie spełnienia , medal zawieszony na szyi i jedno czego pragnę – odpocząć, jestem potwornie zmęczony ale szczęśliwy. Jedno co wiem to, że końcówki nie są moją mocną stroną ale popracujemy tym.
W obiektywie Jacka Deneki – UltraLovers – Meta Kudowa Zdrój. Dzięki Jacek za cudowne zdjęcia 🙂
Ogromne podziękowania dla mojego support-u, ciężko pracowali tej nocy, wiem jakie to trudnie i stresujące zadanie, mam nadzieje że nie marudziłem im za bardzo J Dzięki nim czas spędzony na punktach zredukowany było do minimum, nie musiałem się o nic martwić, wszystko było przygotowane a myśl o tym że czekają na mnie bardzo mnie mobilizowała. Asia, Wojtek – dziękuje bardzo, kawał dobrej potrzebnej roboty, takie wsparcie to skarb.
Ogromne podziękowania dla mojego trenera, Mario– zrobiliśmy wspólnie kawał dobrej roboty, wiemy gdzie trzeba popracować, gdzie są słabe i mocne strony. Przeniosłeś mój trening na wyższy poziom. Dzięki za motywacje i zaangażowanie, bardzo to doceniam i jestem wdzięczny.
Ukłony i wielkie podziękowania dla wolontariuszy, tych w biurze zawodów i na punktach. Zawsze jesteście zaangażowani w swoją pracę, uśmiechnięci, życzliwi i zawsze można na Was liczyć. Dziękuje i jestem wdzięczny że mogłem Was poznać.
Dwa tygodnie roztrenowania już za mną, czas spędzony z rodziną, bez biegania, reset dla głowy i ciała. Trochę jeździłem rowerem, rolowałem się i rozciągałem. To był dobry czas na załatwienie spraw na które nie było czasu, miałem odpocząć od biegania i zatęsknić za nim. Dobry okres na przemyślenie, podsumowania i ewentualne korekty przed kolejnym celem. Jeszcze podczas zawodów myślałem o skróceniu dystansu na UTLO lecz już następnego dnia wiedziałem, że chce pobiec 140km +7000m do góry, czeka mnie epicka przygoda. Wiem, że dzięki pracy z trenerem będę gotowy i stanę na starcie l
W obiektywie Jacka Deneki – UltraLovers – Ultra Rodzina. Dzięki Jacek za cudowne zdjęcia 🙂
zawodów w optymanej formie. Do Ultra Trail Lago d’Orta zostało 10 tygodni , zaczynamy kolejny etap przygotowań, jestem podekscytowany tym co mnie czeka, jestem głodny biegania. W tym tygodniu mniejsza objętość lecz trochę więcej intensywności ukierunkowanej nad pracą nad ekonomią biegu. Nie wspomnę o nowych zestawach ćwiczeń siłowych przygotowanych przez Mario – już mi się podobają.
Jest dobrze, a może być lepiej, zakochać się w ciężkiej pracy i mieć z tego przyjemność – taki jest plan. Patrzę w przyszłość pełen optymizmu , już się nie mogę doczekać tego co mnie czeka, jestem ciekawy i podekscytowany . Dobrze że mam najbliższych wokoło siebie i wiem że mogę na nich mnie motywuje i jestem im wdzięczny.
Do zobaczenia na szlaku, 3,2,1 START –UTLO I’m coming